Forum www.historiaidei.fora.pl Strona Główna www.historiaidei.fora.pl
Forum Studenckiego Koła Naukowego Historii Idei Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach


Syndrom przegranych i mentalność zwycięzców

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.historiaidei.fora.pl Strona Główna -> Społeczno-politycznie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Jordi
1º - Apprentice



Dołączył: 30 Mar 2010
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Barcelona

 PostWysłany: Czw 23:26, 20 Maj 2010    Temat postu: Syndrom przegranych i mentalność zwycięzców Back to top

Pamiętam bardzo dobrze. To zaskoczenie podczas GD 2002, gdy Camp Nou lżyło Luisa Figo bezczelnie tak. Niesmak, gdy rzuty rożne Realu przypominały polowanie. Twarze ludzi z pierwszych rzędów, na których nie malowała się "sportowa złość", lecz czysta furia. I to dojmujące uczucie zażenowania, gdy na okładkach gazet całego świata spomiędzy kępek trawy Camp Nou, wyzierał świński łeb. Tak, to spotkanie nazwano "Derbami wstydu". Pamiętam tamten wstyd. Nie z gazet. Mój własny. Tekst "Guardiana" porównał wtedy sytuację na trybunach do anarchii we "Władcy much", w artykule na 17 akapitów samemu meczowi (0:0) poświęcono 2 zdania. Ale wstyd barcelonismo nie skończył się ani po 90 minutach, ani następnego dnia. Można by stwierdzić, że pod różnymi postaciami był stanem permanentnym za prezydentury Joana Gasparta. Nad Barceloną unosiło się widmo porażki, a syndromem przegranych oddychali piłkarze i kibice... Nieprzypadkowo przypominam sobie o tym wszystkim właśnie teraz. Dziś ten sam syndrom unosi się nad Santiago Bernabeu.
1)2000-2003: bezsilność culé
ytuacja sportowa podczas kadencji Gasparta była zła. Jako kibic Barçy, regularnie doznawałem zawodu wynikami drużyny i nieudolnością piłkarzy. Na wytłumaczenie porażek zespołu miałem jednak tysiąc sposobów, negując istnienie prawdziwych przyczyn u podstaw. Dziś z zaskoczeniem zauważam, że tysiąc wytłumaczeń mają "AS" i "Marca".Na pasmo porażek 2000-2003 składało się kilka czynników. Oczywiście, mój punkt widzenia na ich efekt sportowy nie był tak chłodny i zdystansowany jak dziś. Beznadziejne wyniki i żenujący niekiedy styl gry tłumaczyłem pechem, złą wolą sędziów, nagłym spadkiem formy piłkarzy i jednostkowymi błędami trenerów. Jako kibic czułem wieczną frustrację. Gdybym potrafił dostrzec faktyczne przyczyny (złe zarządzanie, chaotyczna polityka kadrowa, konflikty w zespole) tego stanu rzeczy, to pewnie byłaby mniejsza. Ale kibic sfrustrowany nigdy nie jest obiektywny.
2)Syndrom przegranych
Dziś, zła karma panuje na Santiago Bernabeu. Niewątpliwie, Pérez bardzo by chciał, by drużyna za setki milionów euro kroczyła od zwycięstwa do zwycięstwa. A ona jakoś nie chce. Ta posucha wpędza we frustracje madryckiego klubu władze i kibiców... Pod względem sportowym, drużynie wciąż czegoś brakuje. Sezon się kończy, ale czy można powiedzieć, że Pellegrini ma na nią pomysł? Podstawowa jedenastka nie istnieje, a w tym kontekście - nie jest to pozytyw. Zespół nie gra skrzydłami. Cristiano chyba sam do końca nie wie, czy ma grać w ataku czy w pomocy; no to panoszy się wszędzie i strzela z każdej pozycji. Do tego dochodzi natychmiastowa presja wyniku - najgorszy doradca, który lubi fabrykować decyzje nierozważne. Publiczne skreślenie Holendrów latem (Sneijdera, Huntelaara, Robbena musiano sprzedać po cenach dumpingowych!), wypowiedzi po Alcorcon, konflikt z Gutim, kwestia Raula, deklaracje w sprawie de la Reda i wreszcie ściągnięcie Higuaina w Lyonie (pokłosie podziału w drużynie na nietykalnych i resztę?) - w Madrycie rządzą nerwy. Pérezem i Pellegrinim.
W takim nastroju łatwo traci się rozsądek i dostrzega spisek tam, gdzie go nie ma. Dlatego ostro się uśmiałem, gdy po pamiętnej kartce dla Cristiano Ronaldo, całe madridismo zakrzyknęło: "Villarato!". Gdybym nie znał hiszpańskiego, zapytałbym na forum "Marki" bądź "ASa" czy na Cibeles widzą już białe myszki. Portugalczyk popełnił faul; chamski, lekkomyślny, ukazujący całe jego nagutkie i przerośnięte ego. Pierwsza liga to nie podwórko, więc został ukarany, tj. wyrzucony z boiska. Proste. Nie ma z czym dyskutować. Tymczasem kampania odwoławcza władz Realu uwzględniła wszystkie możliwe instancje. O Realu mówiło się co prawda przez 1,5 tygodnia, więc może marketing? Wyszło słabo, poza Madrytem przeważała drwina. Pérez się zagalopował, co nie-wprost potwierdził anonimowy pracownik Realu mówiąc natenczas, że lansowanie polityki "villarato" tak naprawdę zaszkodziło wizerunkowi klubu. Odpowiedzialność za tę wizerunkową spiralę zrzucił zatem na... media:)
I tylko Raul potrafił stwierdzić przytomnie: "Barcelona jest liderem, bo na to zasługuje". Ale podobna teza, nawet z ust Kapitana - to nie jest takie łatwe do przyjęcia dla kibiców Blancos. I chyba nie jest takie oczywiste dla zarządu, który przed chwilą wydał 259 mln euro na wzmocnienia. Dziś, te kwoty są coraz większym balastem, szczególnie dla poirytowanego madridismo. A przecież można inaczej, spokojniej... Czarny PR Realu w procesie odwoływania się za styczniową kartkę z Malagą rozsierdził ponoć Leo Messiego, ale o całej sytuacji nie usłyszeliśmy od Argentyńczyka ani słowa. Robi swoje. Tak, jak cała drużyna. Gra. Strzela. Zdobywa punkty. I to Barça jest liderem.
3)Mentalność zwycięzców
Nie pobijane rekordy zdobywają mój największy szacunek w mijających miesiącach. Sprawiają radość, owszem. Wielką. Ale mam tu na myśli inny poziom emocji. Prawdziwie dumny byłem słysząc w maju 2008 z ust mistera> i piłkarzy coś magicznego: pokorę. Deklaracje o ciężkiej pracy i szacunku dla rywali. W chwili, gdy każdy kibic na koniec kosmicznego sezonu spodziewał się luzackiej pewności siebie i zapewnień o triumfach! Słuchałem tych wypowiedzi puchnąc z podziwu dla tej drużyny i jej trenera.
Przypomnę też, że w tamtym sezonie ani Pep Guardiola, ani żaden z piłkarzy nie zająknął się ani razu o jawnie niesprawiedliwym terminarzu rozgrywek (Real "dostawał" co kolejkę przeciwnika podmęczonego meczem z Barçą). Nie było też tematu spisku sędziów, choć ewidentnie gwizdali Barçy rzadziej niż powinni; na brutalną grę zezwalano przeciwnikom FCB wielokrotnie. No i czy Guardiola na konferencjach zabezpieczał się wąską kadrą, gdy musiał wystawić Touré na środku obrony w najważniejszych meczach sezonu, a Iniestę w Rzymie z kontuzją? Ani słowem. Duzi chłopcy nie płaczą. Na Camp Nou przyjęto, by nie oglądać się na nic. Żadnych usprawiedliwień. Albo są kolejne trzy punkty, albo nie. Piłkarze i ich trener okazali sportową dojrzałość, która jawi mi się zjawiskiem niesamowitym.
Po Getafe słyszano znów "arbitrów nie ma". Tak rzekł Pep. Tak perorują tylko prawdziwi zwycięzcy. Nie szukają tłumaczeń, wymówek. Dążą do celu, ciężko pracując na swój sukces. Oglądałem tylko jedną drużynę o tak stabilnych warunkach organizacyjnych, tak inteligentnie prowadzoną przez trenera, z tak odpowiedzialnymi liderami: Chicago Bulls, Phila Jacksona. Jeżeli czerwcowe wybory nie zachwieją tym porządkiem, dzisiejsza stabilna sytuacja Barçy trwać może latami. Przez to rozumiem też kolejne triumfy, dostrzegając szansę na prawdziwą sportową hegemonię FCB. Długi są spłacane, liczba socios rośnie, trener to czysty diament, średnia wieku drużyny nie jest wysoka, błyskotliwych wychowanków przybywa. Czego chcieć więcej, skoro konkurenci (krajowi i zagraniczni) brną przez zaspy kłopotów?
4)Przewaga Barçy: mentalna, organizacyjna, sportowa i punktowa
Realowi brakuje dziś lekkości sportowego bytu. To wielka drużyna już teraz, ledwie kilka miesięcy po kolejnej kadrowej rewolucji. Zgrani szybciej, niż się spodziewałem, potrafią grać atrakcyjnie i przede wszystkim są wiceliderem tabeli z ledwie 1-punktową stratą. Ale do tytułów mogą jeszcze jakiś czas nie być zdolni. Wpadka z Alcorcón urasta do rangi anegdoty, ale takie porażki świadczą o tym, że klub ma problem. Albo z władzami, albo z piłkarzami, albo z trenerem. Ewentualnie ze wszystkim na raz.

To ta frustracja sprawia, że poczucie rzeczywistości, obiektywizm i rozsądek tracą madryckie władze, piłkarze (wypowiedzi C-Rona o "hańbiącej kartce") i fani (skoro o spisku i "villarato" trąbiono nawet przy okazji bramki Ayoze, można już mówić o paranoi). Toteż nawet niespecjalnie mam Realowi za złe, że w "kampanii o Riazor" nie cofnął się przed absurdem porównania akcji Ronaldo do Messiego. Każdy poważny kibic, który choć raz porównał na youtube obie sytuacje, ruchy Realu i towarzyszące im wypowiedzi śledził jak przygody Flipa i Flapa. Z rosnącym zaskoczeniem i rozbawieniem. No ale tonący chwyta się brzytwy, w sporcie sentymentów nie ma, bramki są dwie, a lider... może być tylko jeden. Pamiętam swój nastrój z lat 2000-2003, więc w tej kwestii nawet nie oceniam władz Realu zbyt surowo. Tylko sobie obserwuję i recenzuję. Mam nawet diagnozę. To długofalowy projekt sportowy uzdrowiłby Real, uzdrowiłby nastroje całego madridismo. Ale Bernabeu to takie specyficzne na świecie miejsce, gdzie cierpliwość ceni się wyjątkowo. Wyjątkowo nisko.
Co dalej? Nie wiem; nawet najciekawsze teorie mogą polec w nierównym pojedynku z kolejnymi ideami fixe Péreza. Pozostaje mi kontynuować obserwację odczuć własnych z lat 2000-2003. W lustrzanym odbiciu. Zaprawdę, ciekawe to doświadczenie.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.historiaidei.fora.pl Strona Główna -> Społeczno-politycznie Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach